Andrzej Kołodziej, „Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża”. Fundacja Pomorska Inicjatywa Historyczna, Gdynia 2012

Nie ma obrony sprawy robotniczej bez związków zawodowych. A skoro te PRL-owskie chodziły posłusznie na smyczy komunistycznej władzy, trzeba było założyć własne, wolne od partyjnej kurateli. Niech byłyby nawet – jak w przypadku Wolnych Związków Zawodowych założonych w 1978 r. na Wybrzeżu – jedynie symboliczną reprezentacją robotników. Ważne, że były – co wyszło podczas sierpniowych strajków w 1980 roku. To właśnie młodzi działacze WZZ-ów, w obronie zwolnionej z pracy działaczki WZZ, Anny Walentynowicz, zainicjowali protest w Stoczni Gdańskiej, który doprowadził do podpisania Porozumień Sierpniowych i powstania „Solidarności”. Bez robotników tworzących Wolne Związki historia Polski mogłaby potoczyć się inaczej.

Andrzej Kołodziej w książce „Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża” opowiada o powstaniu i działalności WZZ-ów, od organizowania demonstracji w rocznicę Grudnia ’70, poprzez obronę praw zawodowych i socjalnych robotników oraz konkretnych krzywdzonych osób, po druk własnej gazety „Robotnik Wybrzeża”. Czyni to z kilku perspektyw: cytowane obficie dokumenty poprzedza osobista relacja działacza i człowieka zaangażowanego w opozycję, a także opowieści innych działaczy. Jest w publikacji wątek iście sensacyjny: sprawa zdemaskowania Edwina Myszka, działacza wstawionego do WZZ-ów przez służbę bezpieczeństwa.

We wstępie Kołodziej pisze: „Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża już w chwili powstania miały silne zaplecze w środowisku, skupionym wokół członka KSS ‘KOR’ Bogdana Borusewicza. Z inicjatywą powołania Komitetu Założycielskiego wystąpił Krzysztof Wyszkowski, ale dopiero po uzyskaniu wsparcia od Janka Lityńskiego i Jacka Kuronia. KSS ‘KOR’ przez cały okres działalności był dla WZZ podporą moralną i materialną, a ‘Robotnik’ warszawski głównym pismem kolportowanym na Wybrzeżu. Istniała stała bliska współpraca z KOR-em, ale w swoim działaniu WZZ-y Wybrzeża zachowywały całkowitą niezależność od wszystkich środowisk opozycyjnych w Polsce”.

Kołodziej zastrzega, że pisał książkę w oparciu o „opinie twórców oraz działaczy z czasów, gdy emocje nie brały przewagi nad rzetelną oceną wspólnego działania. Zanim nasze drogi się rozeszły i podzieliły nasze wybory polityczne…”. Te słowa to kamyk do ogródka wolnej Polski – autor stara się uwolnić od współczesnych sporów dotyczących historii schyłkowej PRL. A jednak dzień dzisiejszy daje znać o sobie. Sprawa agenta „Bolka” kształtuje jego opowieść dotyczącą roli Lecha Wałęsy, również działacza WZZ-ów. Warto wyrobić sobie o niej własne zdanie, czytając cytowane przez Kołodzieja dokumenty (Wałęsa występuje w nich jako człowiek rozpracowywany przez SB) i opinie ludzi, którym z Wałęsą nie po drodze.

Do pobrania w formacie PDF