Jan Olaszek, „Rewolucja powielaczy”. Wydawnictwo Trzecia Strona. Warszawa 2015
To bodaj jedyny dobry pomysł zaimportowany w czasach PRL-u ze Związku Sowieckiego: samizdat, czyli przepisywane ręcznie lub na maszynie zakazane książki czy komunikaty grup dysydentów, kolportowane w grupach znajomych. Wynalazek ten przejęły od rosyjskich dysydentów polskie środowiska opozycyjne w połowie lat 70 tych, ale już za chwilę twórczo go rozwinęły, uruchamiając druk na powielaczach, domowej roboty ramkach białkowych i spirytusowych, a potem na szmuglowanych z zagranicy maszynach offsetowych.
Pierwsi na pomysł druku „bibuły”, z wykorzystaniem powielaczowych technik drukarskich wpadli trzej studenci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego: Bogdan Borusewicz, Piotr Jegliński i Janusz Krupski. Co ciekawe,1`1` idea powołania niezależnego wydawnictwa, o czym Jegliński rozmawiał podczas pobytu na Zachodzie, spotkała się ze sprzeciwem czołowych postaci polskiej emigracji: Jerzego Giedroycia i Jana Nowaka Jeziorańskiego. Obaj uważali, że w warunkach PRL-u takie przedsięwzięcie jest po prostu zbyt niebezpieczne.
Lecz po drodze przydarzył się Czerwiec ’76, a polskie środowiska opozycyjne zmieniły formułę działania: działacze KOR-u funkcjonowali w pełnej jawności, podawali do wiadomości publicznej swoje nazwiska i adresy. By ze swoją aktywnością dotrzeć do jak najszerszej grupy ludzi, niezbędna była niezależna i prawdziwa informacja.
Pierwsze komunikaty KOR-u rozpowszechniano właśnie w formie samizdatu. Ale wnet taki sposób okazał się niewystarczający. Zaczęto wykorzystywać różne techniki drukarskie: powielacze białkowe i spirytusowe, offsety, ramki sitodrukowe, itp. Jak grzyby po deszczu, ukazywały się nowe tytuły: „Komunikat KOR”, „Biuletyn Informacyjny”, „Głos”, „Robotnik”, „Krytyka”. Powstały niezależne oficyny wydawnicze, drukujące książki, np. „NOWA”. Wkrótce okazało się, że – wzorem KOR-u – każde znaczące środowisko opozycyjne ma swoją bibułę. Monopol informacyjny komunistów został złamany, można było podjąć wolną, publiczną dyskusję. Prawdziwa eksplozja niezależnego słowa wybuchła w czasie pierwszej „Solidarności” i w stanie wojennym.
Jan Olaszek opisuje polski fenomen „rewolucji powielaczy”. Opowiada o przygodach ludzi tworzących obieg wolnego słowa, mówi o technikach drukarskich, sporach i dylematach. Recenzując jego książkę prof. Andrzej Friszke napisał: „walka o wolność słowa była podstawowym dążeniem opozycjonistów w PRL-u przez kilka dekad. W latach 1976 – 1977 dokonali oni wyłomu w systemie, decydując się na wydawanie pism i książek poza cenzurą. Przełamywały one urzędowy monopol władzy, ich kolportaż wytwarzał więź między ludźmi, którzy się odważyli zaryzykować, wokół pism powstawały środowiska ideowe. Bez ‘bibuły’ nie byłoby Solidarności”.
Nie byłoby też wielu książek, powieści, zbiorów poezji, esejów, które ukazywały się dzięki istnieniu drugiego nielegalnego wydawniczego obiegu. Kiedy w 1981 r. przyjechał do Polski po latach wygnania świeżo upieczony noblista Czesław Miłosz, jego wiersze istniały jedynie w drugim obiegu.
Do kupienia: Profit24.com.pl
Cena 24,36 zł