Wacław Zawadzki (1889-1978)
Przez przyjaciół zwany – ze względu na, co tu ukrywać, fizyczne podobieństwo do bohatera opowieści Milne’a – Puchatkiem, zapisał się w ludzkiej pamięci przede wszystkim jako niesamowity erudyta i wielki miłośnik oraz zbieracz książek (jego biblioteka zawierała m.in. wspaniałe varsaviana i rękopiśmienne zbiory XVIII- i XIX-wiecznych pamiętników polskich).
Przed wojną studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, prowadził w domu antykwariat wysyłkowy, a w swoich podróżach po Europie zawsze rozglądał się za białymi krukami.
Córka – Wiktoria Śliwowska – jak daleko sięgnie pamięcią, widzi zawsze ojca z książką w ręku. Wspomina, że do jego obowiązków domowych należało froterowanie, któremu to zajęciu oddawał się z prawdziwą pasją (i z książką w ręku oczywiście). Lubił przy tym śpiewać popularne w międzywojniu szlagiery. Repertuar miał bogaty, ale – jak twierdził – wszystkie piosenki dawały się zakwalifikować do jednej z dwu kategorii: dla kóz (“A w środku meeeee złamane serce”) albo dla krów (“Nie męcz się nadaremnie. Widać tak muuuuuusi być”).
W czasie wojny znalazł się w getcie warszawskim, gdzie prowadził działalność kulturalno–społeczną i – wraz z żoną Sarą – tajne nauczanie w języku polskim (uczył historii i geografii). Zajmował się też kolportażem podziemnej prasy i przeszmuglował kilka sztuk broni (zeznanie Aliny Duraczowej). Getto, gdzie zginęła większość jego rodziny, również żona, opuścił po wielkiej akcji wywózek do obozów zagłady, we wrześniu 1942 r. Tego okresu swego życia nie lubił wspominać, nie wrócił też do swego rodowego nazwiska Józef Lewin-Łaski.
W czasie okupacji stracił cały księgozbiór i po wojnie można było go spotkać, jak buszował w antykwariatach i po ulicznych straganach. Do 1948 r. był redaktorem naczelnym związanej z Polską Partią Socjalistyczną Spółdzielni Wydawniczej “Wiedza”, która pod jego kierownictwem rozkwitała. To tam ukazały się wspaniałe debiuty (“Jezioro Bodeńskie” Stanisława Dygata czy “Pożegnanie z Marią” Tadeusza Borowskiego), to tam wydano tom wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. To on namówił Władysława Szpilmana do spisania wspomnień.
W 1957 r. współorganizował Towarzystwo Przyjaciół Książki. Potem był pomysłodawcą i redaktorem serii Biblioteka Pamiętników Polskich i Obcych Państwowego Instytutu Wydawniczego. Wydał m.in. “Pamiętniki dekabrystów”, wybór “Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców”, wspomnienia Kropotkina i “Listy z podróży” Odyńca. Jego wstępy i posłowia to były kopalnie wiadomości na temat epoki. Był również tłumaczem (przełożył pisma filozoficzne Giordana Bruna, korespondencję Gorkiego z pisarzami).
Chętnie udostępniał nawet najcenniejsze okazy ze swych zbiorów. Do legendy przeszło, jak spytany przez badacza literatury XVIII-wiecznej, czy przypadkiem nie ma pierwodruku “Myszeidy” Ignacego Krasickiego, odpowiedział: “Mam dwa egzemplarze. Jeden zwykły, a drugi z biblioteki króla Stanisława. Który panu pożyczyć?”.
Myliłby się jednak ten, kto zakwalifikowałby Pana Puchatka do typu “mól książkowy”, co to świata nie widzi poza biblioteką. Z przekonań był socjalistą, od najwcześniejszych lat związany z PPS-em, zapłacił za to – jeszcze przed I wojną – uwięzieniem w Cytadeli. W 1920 r. zgłosił się jako ochotnik na wojnę z bolszewikami. Był zdecydowanym przeciwnikiem wchłonięcia PPS-u przez PPR, za co w 1948 r. został z PPS-u wydalony. W 1967 r. – po usunięciu z partii Leszka Kołakowskiego – wystąpił z PZPR (zapisał się tam w 1956 r., na fali popaździernikowych nadziei). W 1975 r. podpisał List 59 – protest przeciwko zmianom w konstytucji.
W 1976 r. znalazł się wśród założycieli KOR-u, jeździł na procesy robotników do Radomia, był w komisji redakcyjnej komunikatów Komitetu.
Nękany przez SB telefonami z pogróżkami odpowiadał z wrodzoną sobie pogodą i poczuciem humoru: – Ja już i tak nie umrę młodo.
Joanna Szczęsna. Źródło: Gazeta Wyborcza
Fot. Bartosz Pietrzak, ze zbiorów Andrzeja Friszke