Ludwika Wujec, Michał Sutowski, „Związki przyjacielskie”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013

„Związki przyjacielskie” Ludwiki Wujec można przeczytać na kilka sposobów. Jako opowieść o przedwojennej biednej, niezbyt religijnej (mama Wujec pracowała w szabat), ale za to komunizującej (ojciec siedział w więzieniu w Sieradzu) rodzinie żydowskiej i jej wojennych perypetiach w Związku Sowieckim. Albo – jak kronikę szarej, beznadziejnej codzienności PRL-u, będącej udziałem wszystkich Polaków, z wyjątkiem partyjno-bezpieczniackiej wierchuszki. W tej codzienności niektóre słowa, np. „zorganizować”, nabierały specjalnego, podwójnego, a nawet potrójnego znaczenia, gdyż w epoce permanentnych niedoborów wszystkiego, oficjalnie zwanych „przejściowymi trudnościami”, „organizowało” się każdą rzecz, od papieru toaletowego po … specjalną szklaną rurkę niezbędną do zbudowania narzędzia badawczego, którą – jak opowiada Ludwika Wujec – jej mąż Henryk musiał wynieść (czyli ukraść) z państwowego zakładu pracy, by w innym państwowym zakładzie można ją było sensownie wykorzystać.

To również kronika codzienności opozycyjnej. Oboje, Ludwika i Henryk Wujcowie, byli działaczami Komitetu Obrony Robotników, a później „Solidarności”. Codzienności niezwykłej, gdyż przekładała się na zwyczajne życie domowe. Bywało, że w trzypokojowym mieszkaniu Wujców na warszawskim osiedlu Stegny w jednym pokoju odbywało się zebranie „Biuletynu Informacyjnego KOR”, w drugim Ludwika redagowała bezdebitowego „Robotnika”, a w trzecim trwało seminarium Towarzystwa Kursów Naukowych, niezależnej instytucji edukacyjnej, zwanej też „Latającym Uniwersytetem”.
To wreszcie rozmowa między pokoleniami. Rozmówca Ludki Wujec to Michał Sutowski, trzydziestoletni redaktor „Krytyki Politycznej”, wychowany w epoce wolności, a przede wszystkim powszechnej dostępności domowych komputerów, laserowych drukarek i internetu. Pyta więc jak ktoś, kto w ciągu kilku sekund może zajrzeć do dowolnej biblioteki świata, i robi oczy jak spodki, że ledwie 10 lat przed jego urodzeniem grupka ludzi porwała się na walkę z autorytarnym reżimem, mając do dyspozycji: maszyny do pisania (co to takiego?), gumkę do majtek (dzisiaj majtki mają zupełnie inne gumki), ramki do sitodruku i pastę „Komfort”, środek do mycia bardzo ubrudzonych rąk, używany przez KOR-owskich podziemnych drukarzy zupełnie do czego innego.

Książka Ludwiki Wujec to również poradnik, jak się przyjaźnić i co z prawdziwej przyjaźni wynika, gdyż działalność opozycyjna w PRL oznaczała również zaangażowanie w los grupy kolegów i koleżanek, którzy mogli na siebie liczyć niezależnie od okoliczności. Gdyby komuniści wiedzieli, że mają przeciw sobie tak oddanych przyjaciół, szybciej spakowaliby manatki, bo z takimi więzami nie wygrają „policje jawne, widne i dwupłciowe”.

Jest w „Związkach przyjacielskich” również „kobiecy punkt widzenia”. I nie idzie tu tylko o obecność kobiet w opozycji demokratycznej, a raczej o zilustrowanie banalnej prawdy, że tak, jak bez przyjaźni, również bez kobiet sukcesy KOR-owskich inicjatyw byłyby nie do osiągnięcia. Niby więc Ludwika Wujec opowiada o historii, ale biorąc pod uwagę tę perspektywę okaże się, że przyszłość dzisiejszych wyśmiewaczy „ideologii gender” rysuje się podobnie, jak sekretarzy z komitetów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Do kupienia: Lideria.pl
Cena 22,17 zł