Andrzej Friszke, „Czas KOR-u. Jacek Kuroń a geneza Solidarności”. Znak, ISP PAN, Kraków 2011

Po koszmarnym końcu epoki Władysława Gomułki – Marzec ’68 i późniejsza o kilka miesięcy inwazja wojsk Układu Warszawskiego, w tym polskich, na reformującą się Czechosłowację oraz krwawy Grudzień ’70 na Wybrzeżu – nowa ekipa Edwarda Gierka musiała znaleźć nowy sposób na Polskę. Szło o jakie takie poprawienie warunków życia, a nawet wewnętrzną liberalizację. Polacy rzeczywiście zaczęli żyć lepiej, lecz do obiecanego dostatku było wciąż więcej niż daleko. Mogli jeździć do Niemieckiej Republiki Demokratycznej i do Czechosłowacji, pokazując na granicy dowód osobisty. Niektórzy dostawali paszporty na Zachód, wcześniej uczestnicząc w dewizowych loteriach dających prawo kupna stu dolarów po oficjalnym kursie.

Propagandowy mit o Polsce – dziesiątej potędze gospodarczej świata – runął w 1976 r. Efektem były robotnicze protesty, brutalnie spacyfikowane przez władzę, feerie odgórnie organizowanych wieców poparcia dla polityki PZPR i potępienia dla „warchołów z Radomia i Ursusa”. Społeczną odpowiedzią na klimat antyrobotniczego odwetu i fałsz propagandy było powstanie Komitetu Obrony Robotników – jawnie działającej grupy opozycjonistów, broniących praw człowieka. Choć Komitet tworzyli ludzie o różnych politycznych korzeniach, temperamentach, zdolnościach organizacyjnych i poglądach na rzeczywistość, łączył ich odruch moralnej niezgody na PRL.

Największą sławę zdobyło wówczas (a i dzisiaj jest przytaczane w różnych sytuacjach i kontekstach) hasło Jacka Kuronia: „Nie palcie komitetów. Zakładajcie własne”. Kuroń uważał, że tylko samoorganizacja społeczeństwa daje szansę na uszczuplenie władzy komunistycznej monopartii i poszerzenie wolności obywatelskich. W momencie powstania KOR-u nie był postacią anonimową. Wcześniej dwukrotny więzień polityczny (pierwszy raz uwięziony w 1965 r. za napisanie wraz z Karolem Modzelewskim „Listu otwartego do partii”, drugi – za wydarzenia Marca ’68), z temperamentu polityk, choć chyba przede wszystkim działacz społeczny i wychowawca, był jedną z najważniejszych i najbardziej wpływowych osób w środowiskach opozycyjnych. Nic dziwnego, że to wokół Jacka Kuronia (władza, na wszelki wypadek, powołała go na ćwiczenia wojskowe, żeby uniemożliwić mu działalność) grupowały się pączkujące po Czerwcu ’76 inicjatywy obywatelskie, czerpiąc z jego niespożytej energii, ulegając charyzmie i korzystając z jego pomysłów na społeczną samoorganizację.

W swojej książce Andrzej Friszke barwnie i umiejętnie łączy opowieść o działalności KOR-u z biografią Jacka Kuronia. Pokazuje, w jaki sposób KOR, również dzięki Kuroniowi, stał się najważniejszym ośrodkiem opozycji demokratycznej w Polsce, a mieszkanie Kuronia – centrum decyzyjnym i informacyjnym. Dowiadujemy się, dlaczego Kuroń był traktowany przez współpracowników jako „ojciec chrzestny” opozycji, zaś przez władzę jako symbol wcielonego zła (represje i uporczywe nękania nie ominęły rodziny Kuronia: ojca, żony Grażyny i syna Macieja). Dla czytelnika – gdy już odłoży na półkę książkę Andrzeja Friszke – staje się jasne, że gdyby los nie dał Polsce Jacka Kuronia, realny socjalizm z wszystkimi swoimi okropnościami, potrwałyby w naszym kraju zapewne kilka lat dłużej.

Do kupienia na stronie wydawnictwa Znak.
Cena: 38,45 zł

Okładka